Witajcie kochani.
Każda osoba odbiera Woodstock na swój sposób. Dla jednych będzie to spęd brudnego bydła, dla innych miejsce, do którego się wraca, a nie jeździ. Poprzedni przystanek opisałam tutaj. Moje rozmyślenia nieco się zmieniły tak samo jak punkt, z którego wszystko funkcjonowało.
Aby móc wytłumaczyć Wam od początku do końca, muszę cofnąć się do lutego tego roku. Wtedy właśnie brałam udział w 158 szkoleniu Pokojowego Patrolu.
Wyjazd taki w moim przypadku wiązał się z dużą ilością problemów. Jako uczennica w klasie maturalnej nie mogłam pozwolić sobie na zawalenie nauki, sama droga też trwała wiele godzin i była pełna różnych niespodzianek mogących skutecznie zniwelować dotarcie na czas. Wybrałam szkolenie podczas zimy ze względu na to, że byłam świeżo po Wośpie, nie było jeszcze dużego natłoku materiału, co dało mi odpocząć po powrocie z Szadowa. Całe szczęście, udało mi się namówić znajomego do towarzyszenia mi podczas tych wszystkich wydarzeń.
Droga mimo opóźnień pociągu przeminęła pozytywnie, bo udało nam się złapać inne osoby, które jechały pociągiem z tym samym celem. O samym szkoleniu możecie przeczytać we wpisie ( 158. Szkolenie Pokojowego Patrolu), który został napisany przez osobę, która razem z nami w nim uczestniczyła i uważam, że nie ma sensu pisać podobnego wpisu o tej tematyce.
Szadowo szadowem, ale co dalej?
Musiałam sporo odczekać, ale nie był to czas bezczynny. Na moje konto dostawałam mnóstwo zaproszeń na imprezy. Ostatecznie zgłosiłam się do akcji plakatowej, która była dla mnie przyjemnością. Przed samym Woodstockiem dostawałam ogrom informacji organizacyjnych i ciekawostek. Sms'y od "góry" były zawsze treściwe i nie zdarzyła mi się sytuacja, żebym nie miała ochoty takowych odczytywać. Taka forma komunikacji nieco umiliła oczekiwanie na wyjazd i rozwiewała masę wątpliwości.
Na PW wybrałam się autem własnym, dzięki czemu mogłam "dopakować" jeszcze 3 osoby. Zabrałam kolegę ze szkolenia, innego znajomego, który pojechał jako uczestnik i autostopowicza skutecznie umilającego nam trasę pełną usterek. Jako dość młody kierowca palnęłam masę gaf: zawracałam, klęłam, uczyłam się cierpliwości i zrozumienia do maszyny, w której za kierownicą siedziałam 3 raz w życiu. Przed wjazdem na ustaloną bazę, zostawiłam uczestników i wraz z kolegą podeszłam przywitać się z moją grupą.
Pierwszym zaskoczeniem był dla mnie pozytywny odbiór zarówno mnie jak i ogromnej maskotki wilka, z którą przyjechałam. Grupa, do której powędrowałam okazała się być dość dużą watahą z własną dość ciekawą historią. Wszyscy wzajemnie wspierali się lekarstwami, miejscami w namiocie, dobrym słowem i drobnymi gestami umilającymi upalne dni. Gdybym mogła ich określić, byłoby to bardzo stare harcerstwo z jeszcze większą dozą pozytywnego nastawienia.
W tym roku Wood był wyjątkowo upalny. Sporo czasu spędziliśmy na pilnowaniu różnych miejsc, ale też zdarzało nam się obstawiać bramki i sceny. Mimo dużego natłoku pracy, udało mi się być na ogromie koncertów od reggae przez punk na metalu kończąc. Ludzie podczas naszej pracy są nieprzewidywalni, ale głównie w tym pozytywnym stopniu. Zapamiętałam parę wesołych sytuacji:
Buckedhead: Chłopak mający ok 20 lat w białej masce przechodził przez "moje" bramki. Na pytanie "gdzie masz wiadro?" poinformował mnie, żebym rozmawiała po angielsku. Na pytanie o maskę i mój domysł odnośnie Buckethead'a dostałam odpowiedź "I love you!"
Kolejna kontrola i grzeczne pytanie do mojego lidera o "zabranie mnie na 20 sekund z pracy". Po chwili zostałam przeniesiona na bok, aby chwilę potańczyć z nieznajomym.
Pewna Pani próbowała w jakiś sposób dogadać się z niebieskimi, którzy ni w ząb nie potrafili rozmawiać po angielsku (zdarzały się takie sytuacje). Pani chciała dostać się na House of Pain, ale pomyliła sceny. Za pokierowanie jej na główną zostałam przytulona i usłyszałam sowite podziękowania.
Podczas jednego z koncertów w deszczu nie byliśmy w stanie pomieścić wszystkich pod namiotem. Wraz z niebieskimi i czarnymi zaczęliśmy naśladować ruchy, które działy się na scenie. Mam wrażenie, że nasz tłum miał lepszą zabawę niż Ci pod zadaszeniem ;)
Zmęczeni wracamy na bazę i widzimy starszego Pana z transparentem "Kocham Woodstock". Zaczepił nas z pytaniem, czy wiemy co kocha. Na pytanie o PW odpowiedział, że Pokojowy Patrol też ;)
Takich sytuacji była cała masa i w pewnym momencie stają się czymś zupełnie normalnym. Podczas patroli daje się usłyszeć skandowanie "czerwoni!", którego nie powstydziliby się kibice na meczu piłkarskim. Najbardziej jednak w pamięci zapadło mi wejście na dużą scenę podczas zakończenia. Moja grupa miała bardzo mało czasu na wykonanie tej czynności, bo dosłownie chwilę przed zbiórką skończyliśmy naszą wartę. Muszę przyznać, że byłam totalnie wykończona i z początku marzyłam tylko o pójściu spać. Z tego miejsca muszę podziękować mojej grupie za to, że mnie namówiła na pójście na zaplecze sceny, bo plułabym sobie w brodę do dzisiaj.
Jeśli czytaliście moje wspomnienia z 2016 roku, to wiecie jak wielką radość czerpałam z koncertu Dragonforce. Tym razem zespół ten nie grał na Woodstocku, ale ich piosenka została puszczona jako powtórka przed wejściem na zakończenie! Cudne uczucie, podczas którego wszyscy stoją podekscytowani, a ja niczym w amoku na głos śpiewam za sceną utwór jednego z ulubionych zespołów. Pobyt na scenie był niczym lekarstwo. Nogi nagle przestały boleć, wątpliwości rozwiały się, a ludzie z pokojowego szczęśliwie klepali mnie po plecach za dobrą robotę. Niestety, mój wzrost nie pozwolił mi dużo zobaczyć, ale i na to znalazła się rada. Jedna z osób, która spędzała ze mną ogrom czasu podczas Woodstocku, bez większego zastanowienia wzięła mnie na ramiona. To był moment przełamujący wszystko. W akompaniamencie refrenu piosenki tak dobrze wszystkim znanej zobaczyłam przed sobą cały ten tłum, każdego z osobna. Byli dla mnie niczym gwiazdy- nie do zliczenia. Przytulałam dziewczynę, która miała dokładnie takie same łzy w oczach co ja. Z czego ten płacz? Wszystko się kończy. Przez tydzień lata człowiek wśród cudownych osób, a teraz tak po prostu trzeba się pożegnać na kolejny rok. To nie jest łatwe. Podczas zakończenia zdaje sobie sprawę, że musi wrócić do rzeczywistości gdzie nie wszystko jest idealne. Wolontariat na PW nie jest bezproblemowy, ale wszyscy wzajemnie robią co mogą, aby było jak najbardziej rodzinnie.
W zeszłym roku mogłam spokojnie powiedzieć, że Woodstock jest cudowny, osobliwy i nie do podrobienia. W tym nie boję się twierdzić iż ta sama impreza w roli Pokojowego staje się niczym drugi dom. Wiele osób mówi, że na ten festiwal się nie jedzie, tylko wraca. Myślę, że tegoroczne wspomnienia i doświadczenia sprawiły iż bez większego zastanowienia mogę się zgodzić z tą kwestią.
Ps. Nie mogę już nucić piosenki z zakończenia. Za każdym razem patrzę z nostalgią i łzami w niebo ;)
żyjesz jeszcze ? :c
OdpowiedzUsuńJakoś jeszcze funkcjonuję. Może niedługo wrzucę coś z przygotowań na Pyrkon 2018 <3
UsuńOho nie mogę się doczekać <3
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń